- Nie mogę wrócić do gangu... - zaczął smutnym głosem pies - Rozszarpią mnie!
Zatrzymałem się, patrząc na młodzika ze współczuciem. Miał rację. Jutro rano cały klan o wszystkim się dowie, zapewne posądzając go o zdradę. Mimo tego nie wiedziałem jak mu pomóc. Python zapewne nie pozwoli mu stać się jednym z nas. Mogła podejrzewać go o szpiegostwo. W międzyczasie dotarliśmy już niemalże do granicy. Westchnąłem błogo, gdy zobaczyłem znajomy widok. Jeszcze niedawno byłem uwięziony, a teraz w chwale wracałem na własne tereny! Wszystko szło zaskakująco gładko, co nakazywało mi mieć się na baczności. Miałem jednak to do siebie, że często traciłem czujność, szczególnie w analogicznych sytuacjach. I właśnie wtedy agresorka postanowiła to wykorzystać. Gwałtownie podskoczyła do góry, uwalniając się z mojego osłabionego uchwytu. Nim jeszcze na powrót znalazła się na ziemi, chwyciła mnie za kark. Pisnąłem głośno, zwracając uwagę mych towarzyszy. Na reakcję nie trzeba było czekać - już wkrótce wywiązała się walka. Tylko młody pies stał z boku, jakby niepewny. Po chwili zauważyłem, że Cassandra nie atakowała suki z charakterystyczną dla siebie zapalczywością. Czasami tylko delikatnie ją kąsała. Wydało mi się to nadzwyczaj dziwnie, lecz nie miałem czasu, by się tym przejmować. Chwyciłem sukę za łapę, wykręcając kończynę. Ona z kolei złapała mnie za ogon. Ignorowałem ból, próbując zadać jej jeszcze większy. Toczyliśmy się po ziemi w amoku, wzbijając w powietrze chmury pyłu. Zacięcie szarpałem ciało samicy, co rusz wyrywając jej kłębki brązowej sierści. Była zaskakująco zwinna i szybka, co mnie zdziwiło. Mało który pies był w stanie dorównać mi w tych dziedzinach. Nagle mój ogon został rozdarty przeogromnym bólem. Zacząłem przeraźliwie skowytać, momentalnie puszczając wroga. Usłyszałem jeszcze tylko triumfalny śmiech, po czym pojmana odbiegła w czerń nocy. Z trudem podniosłem łeb - mój ogon obficie broczył krwią. Zapewne kawałek został odgryziony, teraz jednak nie mogłem być tego pewien - wszystko pokrywała lepka, czerwona ciecz. Cassandra podbiegła do mnie, zszokowana. Zaczęła coś mówić, krzyczeć i biegać w kółko. Zaskakujące. Doświadczony medyk, a taka nerwowa...
~*~
Kilka godzin później byliśmy już w Louvre. Podjęliśmy jednak decyzję, aby nie pokazywać się tam z nowo poznanym psem. Rozdzieliliśmy się. Cass, aby nie wzbudzać podejrzeń udała się do obozu, tłumacząc Python, że poluję. Dosyć głupia wymówka, szczególnie biorąc pod uwagę moje łowieckie umiejętności. W każdym razie, wtedy ja oraz ów pies udaliśmy się do Observatoire. Była to sporo oddalona od Louvre dzielnica. Nie graniczyła z żadnym z gangów, toteż małe szanse, by ktokolwiek odnalazł tam 'zdrajcę'. Razem z nim przemierzałem terytorium w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby się osiedlić. Ostatecznie pomogłem mu się ukryć, po czym sam wróciłem do głównej siedziby mego klanu. Pokręcona historia...
<Koniec.>
- porwanie (20 pkt)- walka (10 pkt)-zostanie okaleczonym (20 pkt)- pomoc innemu psu w ukryciu się (15 pkt)+65 pkt doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz