- Musimy uciekać, Dihon. - odezwał się cicho, przerywając grobową ciszę. - Prędzej czy później poczują zapach krwi.
Biszkoptowy samiec ocknął się i spojrzał wciąż zdezorientowany na niższego. Oboje byli pełni emocji i wrażeń jak na ten jeden wypad. Mieli dość.
- T.. Tak. Masz rację. - odparł po chwili Dihon, powoli schodząc w dół po schodach. Wyżeł podążył za nim. Po zejściu na dół, przed psami ukazał się długi korytarz prowadzący do wyjścia. Od razu było czuć, że wrogowie tędy przechodzili. Gdyby nie fakt, że znów usłyszeli jakieś odgłosy dobiegające z zewnątrz, pewnie wybieglibyi szybko wrócili na swoje terytorium. Plany pokrzyżował dobrze zbudowany Rottweiler wolnym krokiem przemierzającym korytarz. Kierował się w ich stronę, jednak byli ukryci w cieniu — nie widział ich, dopóki był w miarę daleko. Dihon zauważył po obu stronach drzwi od schowków. Kazał srebrnoszaremu schować się w jednym, póki napakowany samiec nie przejdzie obok. Cicho skryli się po obu stronach korytarza i czekali na odpowiedni moment. Wszystko miało być dobrze. Mieli uciec tuż po zniknięciu Rottweilera. Oczywiście, coś musiało pójść nie tak. Pomieszczenie, w którym schował się Levi, w cale nie było schowkiem, a kuchnią. Kuchnią, w której Louvre postanowiło zrobić małą pułapkę na kogoś tak bezmyślnego, jak on. Słysząc, jak pies się zbliża, cofnął się kilka kroków w tył, robiąc przy tym nie mały hałas. Wdepnął w patelnię, która po przesunięciu uruchomiła inteligentną pułapkę. W uszach zadudnił mu dźwięk otwieranej szafki, z której wyleciał duży metalowy garnek. Zmierzał prosto w jego głowę. Nie miał jak zareagować. Dostał, po czym automatycznie przestał cokolwiek widzieć i słyszeć. Upadł bezwładnie na ziemię, mdlejąc.
Obudził się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Dookoła nigdzie nie mógł wyczuć zapachu swojego towarzysza. Rottweiler słysząc hałas, był pewien że wróg złapał się w pułapkę. Poszedł do kuchni i zobaczył tam leżącego na podłodze nieprzytomnego Wyżła. Z triumfem pochwycił go za kark i jednym ruchem zarzucił go sobie na plecy. Zaniósł go do siedziby Louvre, gdzie miał zostać przesłuchany. Kto wie, co więcej mogli wymyślić członkowie wrogiego klanu. Za kradzież i wtargnięcie na terytorium na pewno nic dobrego go nie czekało. Był dokładnie związany, a dookoła widział tylko ściany. Tuż przed nim siedziała Python.
- Gdzie twój koleżka? Pewnie już uciekł i zostawił cię tu, biedaczku. - zaśmiała się. - Wszystko mi ładnie wyśpiewasz, a później wynegocjuję sobie z Samanthą, za ile cię odsprzedam.
Suka złapała go za ucho, odchylając jego głowę lekko do tyłu. Srebrnoszary wydał z siebie cichy jęk, czując narastający ból karku.
- Teraz już nie jesteś taki cwany i śmieszny, co? - warknęła, zaciskając mocniej uścisk. - Możemy się pobawić, ale nie w chowanego. Tym razem ja ustalam zasady gry. Ja pytam, ty odpowiadasz. Inaczej stracisz drugie ucho, a tego chyba byś nie chciał prawda kochaniutki?
Nic go nie interesowało. Patrzył kątem oka na starszą od siebie borderkę z irytacją. Był pewien, że nie wyjdzie z tego cało, choć, wciąż miał nadzieję. Miał nadzieję, że Dihon wcale nie uciekł, że wróci, i go uratuje. W końcu chyba oboje zaczęli traktować się nie jak znajomego z gangu. Jak przyjaciela.
<Dihon?>
- wpadnięcie w pułapkę (10 pkt)- bycie uwięzionym (15 pkt)+25 pkt doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz