sobota, 1 września 2018

Od Sveta C.D. Cheddar

Stałem raptem kilka metrów od Cheddar i Samanthy. Na szczęście, przezornie, schowałem się za jakimś pudłem, toteż samice nie mogły zobaczyć, jak aż zataczam się ze śmiechu. Wiedziałem, że moim posunięciem zirytuję Ched, ale nie liczyłem na aż tak zadowalający wynik. Chwilę później brązowa samica odeszła od przywódczyni, smętnie powłócząc łapami. Rozsierdzona Sam stała jeszcze chwilę w miejscu, po czym pokiwała łbem z dezaprobatą. Odczekałem jeszcze kilka sekund i ostrożnie opuściłem swoją kryjówkę. Byłem pewien, że Cheddar, po tym co usłyszała, zaszyje się gdzieś na terenach Palais. To było do tej pory jej jedyne mądre posunięcie. Uniknie w ten sposób mojej, zapewne całkiem nieprzyjemnej, dyktatury. Nie mogłem jednak tak jej zostawić - to byłoby zbyt proste! Spokojnym krokiem ruszyłem w ślad za Ched. Cały czas trzymałem się blisko, lecz nie deptałem samicy po piętach. Z rozbawieniem obserwowałem, jak zirytowana suka z impetem wpadła w stado gołębi. Bez trudu chwyciła jednego z mniej uważnych osobników, szybko pozbawiając go żywota. Z upodobaniem zatopiła kły w szyi ptaka, brutalnie przerywając tchawicę. Niedługo potem w jej szczękach skończyły jeszcze dwie sztuki - te gołębie miały zapewnioną nieco łagodniejszą śmierć. Niebo powoli stawało się szarawe, gdy suka postanowiła skończyć polowanie. Odwróciła się na pięcie, kierując się w stronę obozu. Odskoczyłem gwałtownie w bok, bojąc się wykrycia. Na szczęście Cheddar była zbyt zdenerwowana, aby przejmować się otoczeniem. Bez większego entuzjazmu ponownie ruszyłem za nią. Po kilkunastu minutach truchtu doszliśmy do kwatery głównej. Brązowa samica weszła do środka. Przypuszczałem, że zamierzała się położyć, toteż nie szedłem za nią. Nie musiałem jednak długo czekać, by zrozumieć, że się pomyliłem. Gdy kręciłem się w okolicy placu, suka (z nie mniejszą niż poprzednio złością) wybiegła z ukrytego tunelu. Podniosłem brew, całkiem zdziwiony. W pierwszym odruchu chciałem za nią iść, lecz szybko straciłem na to ochotę. Wspiąłem się na pobliskie schody i ułożyłem się wygodnie, kładąc pysk na łapach. Co jakiś czas leniwie otwierałem powieki, aby czujnie zlustrować otoczenie. Lecz w pewnym momencie całkiem odpłynąłem, zupełnie zatracając poczucie czasu.

~*~

W moje nozdrza wpadło zimne, późnojesienne powietrze. Kichnąłem, czując chłód w płucach. Cicho mlaskając podniosłem się i zeskoczyłem ze schodów. Było już niemal całkiem ciemno - jedynym nikłym źródłem światła były gwiazdy. To właśnie ich mizerny blask oświetlał niewielką, przemykającą nieopodal sylwetkę. Cheddar. Co ona tu jeszcze robiła? Byłem pewien, że już od dawna jest pogrążona we śnie... Wiedziałem, że miałem jedną możliwość, aby się przekonać - ponowne podążanie za nią. Tak też zrobiłem. Suka kluczyła między uliczkami, unikając spojrzeń ludzi. Wkrótce znużyło ją to ukrywanie się, toteż skręciła w byle jaki zaułek. Nim zdążyłem tam dojść, usłyszałem pogardliwe prychanie kota. No cóż, najwyraźniej Ched miała nieciekawego towarzysza... Po chwili zapadła niczym niezmącona cisza. Samica najpewniej ułożyła się do snu. Rozejrzałem się dokładnie, aby w razie czego wiedzieć gdzie ją znaleźć i wróciłem do obozu. Jeśli ona ma zamiar nocować na bruku - spoko, jednak ja nie zamierzałem pokładać się na twardych, kamiennych płytach. Po raptem kilku minutach mościłem się już na swoim wysłużonym posłaniu. To był całkiem ciężki dzień. Szybko zapadłem w sen, starając się odgonić od siebie wszelkie natrętne myśli.

~*~ 

Obudziłem się wcześnie, jak to zresztą miałem w zwyczaju. Odruchowo uśmiechnąłem się na myśl, jaki wycisk zafunduje dziś Cheddar. Mogłem kazać jej zrobić  w s z y s t k o.  Nie powiem, kuszące. Intensywnie myślałem, co dokładnie polecić suce. Wpadałem na różne pomysły, aż wreszcie trafił się ten idealny! Podskakując co jakiś czas z radości opuściłem kwaterę, udając się do miejsca nocowania samicy. Stanąłem przed nią, rzucając na jej ciało długi cień. Bez oporów uderzyłem ją łapą w łeb, rechocząc cicho.
- Nie obijaj się, idziemy do pracy! - wykrzyknąłem do jej ucha brutalnie.
Ched podskoczyła gwałtownie, wzbijając w powietrze nieco kurzu. Jeszcze przez chwilę patrzyła się na mnie wytrzeszczonymi ze zdziwienia oczami. Dyszała ciężko, gdy zaczynałem kolejne zdanie:
- No, ruszaj się! Pora na wyprawę... poza tereny gangów.
Przeciągnąłem ostatnie słowa, aby w pełni oddać ich grozę. Mało kto wyprawiał się w odleglejsze zakątki Paryża. Nic dziwnego - było to dosyć niebezpieczne i raczej bezowocne zajęcie. Prawdę powiedziawszy sam nie wiedziałem, po co się tam udajemy. Nie wymyśliłem jeszcze dobrego pretekstu, ale nie szkodzi - wpadnę na jakiś pomysł w drogę. Zresztą, co za różnica, przecież suka i tak wie, że robię to tylko dla zabawy...

<Cheddar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz