niedziela, 12 sierpnia 2018

Od Cheddar CD. Soboty

- Byle gdzieś daleko stąd. - Uśmiechnęła się Sobota i zamachała ogonem. - Jakieś propozycje? 
- Na granicy z Louvre jest mały park, ludzie przychodzą tam ze swoimi psami. Nikt nie powinien patrzeć podejrzliwie na dwie wałęsające się suczki - odpowiedziała Cheddar, wskazując nosem kierunek. - Znam skrót.
- Prowadź. - Ruda kiwnęła głową, idąc dwa kroki za nią.
Po drodze nie rozmawiały. Cheddar musiała się uspokoić, cały jej ostatni miesiąc wypełniały nerwy, stres i zamartwianie się o to, czy jej wybawicielka żyje czy może dawno już odeszła z tego świata. Doceniała to, że Sobota nie próbowała jej zagadywać. Brązowa musiała tylko wziąść kilka głębokich wdechów i przyzwyczaić się do sytuacji. Nawet teraz, gdy podengo szła tuż obok niej, nadal trudno jej było uwierzyć, że jest żywa... Trochę poturbowana, ale żywa. Cheddar posmutniała. Te blizny na skórze Soboty to jej wina.
Przy wejściu do parku poczekały na nadchodzącą parę z małym dzieckiem i dalmatyńczykiem i podążając kawałek za nimi, wślizgnęły się na teren parku. Cheddar zadarła głowę do góry, obserwując liście, które powoli zmienialy kolor z zielonego na pomarańcz, brąz.i czerwień. Dopóki nie spadną na ziemię i nie wymieszają się z błotem, będą pięknie i będzie można je podziwiać.
- Tak właściwie, to skąd pochodzisz, jeśli nie z Paryża?
Suczka odwróciła głowę w kierunku Soboty. Uśmiechnęła się lekko, siadając na miękkiej trawie.
- Z Holandii. Urodziłam się tam. Niezbyt pamiętam matkę... Nie wiem nawet czy miałam rodzeństwo czy nie, ale najlepiej pamiętam dziewczynę, u której zaczęłam mieszkać już jako szczeniak.
- Jak tutaj trafiłaś? - spytała suczka. - Brzmi tak, jakbyś dobrze ją wspominała. Zgaduję więc, że nie uciekłaś.
- Och, widzisz, ona... Już nie żyje. Kiedy miałam rok, przyleciałyśmy do Francji na wakacje. Jechałyśmy samochodem i miałyśmy wypadek. A to pamiątka po nim. - Wykręciła szyję, by popatrzeć na swój kikut ogona. Nie wypiękniał ani trochę od czasu, gdy ostatni raz go oglądała. - Musiałam go sobie odgryźć, żeby wydostać się z auta. Bolało jak cholera, krew była wszędzie. Pewnie wyolbrzymiam i nawet nie była moja, ale tak to pamiętam. Ech, a kiedyś był taki ładny. Pewnie nie uwierzysz, ale miałam na nim takie długie futro jak niektóre rasowe psy. O, takie jak tamten! - Poderwała się, patrząc na setera, aportującego piłkę, którą rzucał mu właściciel. - Naprawdę byłam dumna z tego ogona. Mogłam gryźć chociaż w linii prostej, teraz jest niesymetryczny - roześmiała się.
Spojrzała na Sobotę, która w ciszy słuchała jej opowieści, uśmiechając się pod nosem. Cheddar wstała, podeszła do niej i usiadła bliżej. 
Wolno uniosła przednią łapę i delikatnie dotknęła do blizny na szyi. Przesunęła w dół, przez wszystkie pozostale, które znaczyły szyję i klatkę piersiową samicy.
- Wygląda na to, że teraz mamy ze sobą jeszcze więcej wspólnego - mruknęła, przesuwając nosem kilka centymetrów od pyska Soboty, oglądając z bliska ślady po zębach.

Sobota?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz