niedziela, 12 sierpnia 2018

Od Cheddar CD. Sveta

Podstępny wąż. Cheddar bez problemu mogła pogodzić się z zanurzeniem w wodzie, w końcu osiągnęła swój cel, dokuczliwymi uwagami zirytowała psa. Ale to, co zrobił teraz, naprawdę ją ruszyło. Już drugi raz była oskarżana o to samo, co nie wróżyło dobrze.
- Co ty sobie, do cholery, myślisz Cheddar? Że mamy tak dużo wody, żeby ją marnować przez twoją głupotę? - zapytała Samantha z surową miną. - Może przestaniesz się opierdalać i wreszcie skończysz z tymi szczeniackimi żartami?
- Tak jest. - Suczka zwiesiła głowę. Przywódczyni była bardzo zdenerwowana, wystarczyło jedno nieodpowiednie słowo, by ją rozjuszyć. To nie był dobry moment by się bronić i oskarżać o ten "wypadek" Sveta. - Przepraszam. To się więcej nie powtórzy.
- A żebyś wiedziała, że się nie powtórzy! - Samica dopiero się rozkręcała. - Od dzisiaj będziesz codziennie chodzić po wodę. Jeszcze raz coś wylejesz i będziesz to robić do końca roku.
- Zrozumiałam. - Cheddar odetchnęła z ulgą, że tylko na tym się skończyło. I tak pracowała za dwie osoby, nieustannie zgłaszając się do nowych zadań. Noszenie wody nie zachwieje jej planem dnia. - Czy to wszystko, przywódczyni? Mogę odejść?
- Nie. - Samantha zmrużyła oczy. - Wiem, że pracujesz, by unikać innych, a już w szczególności Sveta, dlatego od teraz wszystko co robisz, masz robić razem z nim. Będzie cię nadzorował a jego słowa masz traktować jak moje. Do odwołania.
Cheddar zatkało. Odwróciła się i w osłupieniu pomaszerowała przed siebie, po drodze potykając się o własne łapy. Dopiero po kilku chwilach zorientowała się, że nie było to zbyt kulturalne, ale Samantha wydawała się tym nieprzejęta. Odchodziła już w stronę jakichś dwóch kłócących się psów.
Suczka miała ochotę zasnąć i obudzić się dopiero zimą. Nosz kurna. Jakim cudem ten cham został jej szefem? Ze wzburzeniem wybiegła z kwatery głównej, kierując się w stronę jednego z popularnych wśród ludzi placów na których zawsze przebywało sporo gołębi.
Gdy tylko się tam znalazła, wbiegła w gromadę ptaków, zmuszając je do ucieczki. Złapała jednego z ociężałych, który nie poderwał się do lotu na czas i zmiażdżyła jego szyję swoimi szczękami, wyobrażając sobie, że robi to samo ze Svetem.
Złapała jeszcze dwie sztuki. Potem zaniosła je do spiżarni. Nie zostając na długo, napiła się łyk wody, ignorując wyraźne zniesmaczone spojrzenie rzucane jej przez inne psy i pobiegła szukać kolejnych ofiar. To pomagało wyładować jej gniew. Pod wieczór padała z nóg. Wracała po raz któryś do kwatery, myśląc o tym, że mógłaby zasnąć tu i teraz, gdzieś na zapomnianej uliczce wśród bezdomnych kotów. Właściwe, nie był to zły pomysł. Tak mogła uniknąć przyjemności odbębnania nudnych zadań razem ze Svetem. Jeśli chce, niech jej szuka. Zajmie mu to cały dzień, nawet jeśli wstałby przed świtem. Terytorium Palais-Bourbon jest duże, a jej zapach do tej pory przykryją różne inne wonie, ludzi, samochodów i zwierząt.
Znalazła w miarę nadające się miejsce. Musiała przedtem wygonić z niego jakąś nastroszoną kocicę, ale sterta pudeł i szmatek była jej. Zakopała się w wypłowiałych kocach. Uch, pachniała teraz kotem, który jadł na kolację jakąś starą rybę. Ale nieważne. Mimo to była zadowolona. Szybko zasnęła.

Svet? Jakoś tak biednie to wyszło, przepraszam :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz