sobota, 4 sierpnia 2018

Od Oscara C.D. Sanssouciego

Całą trójką szybko ewakuowaliśmy się z siedziby głównej. Szarża dalej wyglądała na zdenerwowaną, ale już się nie trzęsła. Co jakiś czas delikatnie pośpieszałem ją, przy okazji szepcąc słowa otuchy. Sanssouci wydawał się nieco zdezorientowany. Nie mogłem uwierzyć - naprawdę nie miał pojęcia, kim był ów czarno-biały szczeniak? Przeróżne zbiegi okoliczności doprowadziły do tego, że znaleźliśmy się w Louvre tego samego dnia. Również bardzo szybko się poznaliśmy i od tamtego momentu spędzamy ze sobą sporo czasu. Ja doskonale wiedziałem, o co chodzi. Tym czasem on? Najwyraźniej nigdy nie zainteresowała go mała, puchata kulka. Osobiście Vipérę znałem od dawna. Niejednokrotnie opiekowałem się nią, albo po prostu dotrzymywałem suczce towarzystwa - wszak lubiłem szczeniaki. Samiczka była niemal dwukrotnie młodsza od Szarży, toteż potrzebowała kogoś takiego jak ja. W międzyczasie zdążyliśmy dojść w nieco ustronniejsze miejsce na terenie Louvre. Otaczały nas wąskie, rzadko uczęszczane uliczki. O dziwo panowała tu cisza i spokój, tak niecodzienna dla centrum Paryża.
- Młoda ma na imię Vipéra i jest córką Python. - zrobiłem krótką pauzę, patrząc się smutno na towarzysza. - Dlatego borderka tak agresywnie zareagowała. Nie mam co prawda pewności, (mówię ci tylko to, co sam usłyszałem) ale podczas wojny suka została porwana przez kogoś z Palais-Bourbon. Była tam jeńcem przed dłuższy czas. Właśnie tam wszystko się wydarzyło - zaszła w ciążę, a następnie urodziła. Powiadają, że Vipéra nie jest jedynaczką. W każdym razie zastępczyni wstydzi się tamtych zdarzeń i nie lubi, gdy ktoś o nich wspomina. Biedna mała, matka całkiem ją ignoruje... - zamyśliłem się, wbijając pusty wzrok we własne łapy.
Borzoj zatrzymał się gwałtownie. Biała suczka podążająca za nim nie zdążyła wyhamować i uderzyła w niego z impetem. Upadła na bruk, nieco zdezorientowana. Szybko jednak wstała, otrzepując się z niesmakiem. Mimo tego samiec był zbyt zdezorientowany moimi słowami, by coś zrobić.
- Jak to? Jest jej córką, a Python się nią nie interesuje? - powiedział po chwili, zapewne myśląc o Szarży, byłem pewien, że on nie mógłby tak się zachować.
Pokiwałem łbem posępnie. Dla mnie również było to dosyć okrutne. Jakiś czas potem ruszył przed siebie wolnym, wyważonym krokiem. Dalej intensywnie rozważał moją wypowiedź, ignorując otoczenie. Wyminąłem go, podchodząc do Szarży. Była nieco zdezorientowana tą sytuacją - przekrzywiła łeb pytająco. Uśmiechnąłem się do niej, lekko szturchając ją nosem.
- A może tak... nauka polowania? - zaproponowałem wolno i wyraźnie, aby w pełni dotarł do niej potencjał takiej zabawy.
Bardzo szybko się rozchmurzyła - wkrótce skakała wokół mnie, niby mały, biały obłoczek. "Tak, wujku Oscarze!" krzyczała radośnie. Uniosłem brwi, wskazując na najbliższą uliczkę. Samiczka dumnym krokiem ruszyła w tym kierunku.
- Chyba zostawimy tu twojego tatusia... - zagaiłem z kpiącym uśmieszkiem, popychając charta barkiem.
Dopiero ten gest 'przywrócił go do żywych'. "O ty..." usłyszałem tylko jego rozbawiony głos, po czym poczułem mocne uderzenie w bok. Samiec skoczył na mnie, przygniatając do ziemi. Zaśmiał się przy tym głośno. Zwinnie wyswobodziłem się z jego uścisku, naskakując mu na plecy. Zrobiłem fikołka, chwytając go w międzyczasie za kark. Dzięki temu samiec stracił równowagę i runął na bruk. Chwilę potem dołączyła się do nas Szarża. Doskakiwała ku nam, zabawnie kłapiąc zębami w powietrzu. Co jakiś czas delikatnie uderzałem ją łapą, na tyle spokojnie, aby nic jej nie zrobić. Mimo tego co jakiś czas suczka przewracała się, chwilę później znowu wracając do walki. Przyjaźnie kotłowaliśmy się jeszcze przez krótką chwilę. Potem w trójkę, nieco zmęczeni ułożyliśmy się na plecach, obserwując bezchmurne niebo. Czynności tej wtórowały nieustanne chichoty kogoś z nas. Wciągnąłem w płuca ciepłe powietrze. Fajnie jest mieć takich przyjaciół...

<Sanssouci?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz