czwartek, 2 sierpnia 2018

Od Sanssouciego CD. Oscara

Lubię szczeniaki - to fakt. Nigdy jednak nie sądziłem, że próby wychowania i odpowiedzialność za młodą istotkę może przysporzyć problemów, zaliczając w to wlepiony we mnie wzrok zastępczyni przywódcy, przez który definitywnie nie przemawiało zadowolenie.
- Szarża - zacząłem niepewnie.
Wymieniłem z Oscarem skołowane spojrzenia.
- Halo, Szarża - Nie traciłem spokojnego tonu głosu.
Udało mi się na chwilę złapać kontakt wzrokowy z suczką, ale chyba uznała, że nie jest to nic ważnego, bo z bezsilności nie mogłem wydusić żadnego słowa, więc młoda pohasała dalej. Usłyszałem zdenerwowany głos Python:
- Tak to ma wyglądać?
Potrząsnąłem łbem. Musiałem wziąć się w garść, chociaż nie lubiłem krzyczeć.
- Nie, nie - odpowiedziałem zdesperowany. - Szarża, do mnie!
Przybrałem bardziej zdecydowany, niemalże rozkazujący ton. Sunia natychmiast zawróciła, zostawiając plany miasta, które najwyraźniej ją zaintrygowały. Przybiegła do mnie, zerkając na mnie pytającym wzrokiem.
- Powinienem cię teraz ukarać - westchnąłem.
Szarża przechyliła głowę w bok.
- Przepraszam? - pisnęła niepewnie. - Przepraszam.
Nadal czułem na sobie surowe spojrzenie Python.
- Mnie przepraszasz? - zapytałem, licząc, że młoda zrozumie, co sugeruję.
Zapadła chwilowa cisza. Białe szczenię nerwowo rozejrzało się dookoła. Popatrzyła na mnie, potem na Oscara, w końcu na Python. Starała się połączyć jej zniesmaczoną minę z minionymi zdarzeniami.
- Przepraszam - zwróciła się do zastępcy przywódcy.
Ona tylko skinęła głową.
- Czy będziesz już grzeczna? - spytałem z nadzieją w głosie.
- Owszem - odparła już nieco weselej.
Miałem dodać, że w przeciwnym wypadku odprowadzę ją z powrotem do schroniska, ale nie wypada tak straszyć szczeniąt, prawda? Poza tym każdy wie, że nigdy nie zdobyłbym się na tak radykalny krok. Zdążyłem już przywyknąć do Szarży.
- To pomocna suczka, jeśli tylko się postara - zapewnił Oscar, aby w pewien sposób mnie wesprzeć.
Mruknąłem. Nie znałem jej na tyle, aby poświadczyć o jakichkolwiek dobrych wzorcach zachowania na sto procent, ale wypadało "zareklamować" szczeniaka, aby chociaż trochę złagodzić niezadowolenie Python.
- Będę jej już pilnował. Poza tym młoda wie, że ma się trzymać blisko Luwru, żeby nie narobić nam kłopotów - zadeklarowałem. - Mogłaby dotrzymać towarzystwa tamtej małej, czarno-białej psince z naszego gangu. Jak ona miała...?
W jednej chwili suka skoczyła w moją stronę z przeciągłym warkotem. Oscar odsunął małą Szarżę i odszedł z nią do ściany, ponieważ najwyraźniej wiedział, że gniew Python to nie przelewki. Zastępca przyłożył białe kły do mojej krtani, nie naruszając jednak mojego ciała. Nawet w gniewie starała się nie ranić członka gangu, a jedynie nastraszyć. Zamarłem z przerażenia. Po chwili w siedzibie Louvre było słychać tylko mój płytki oddech i agresywny warkot borderki.
- Zakazuję wspominać ci o tamtym szczeniaku. Zabieraj tę białą bestię. Została przyjęta, ale jeśli nie utrzymasz jej w ryzach, zostaniecie razem wydaleni ze wspólnoty. Czy to jest jasne? - wykrzyczała centralnie przed moim pyskiem.
- Tak jest! - odparłem szybko.
Wtedy odstąpiła ode mnie na kilka kroków, a ja zbliżyłem się do mojego przyjaciela i przybranej córki. Szarża siedziała przyciśnięta do ściany, trzęsąc się ze strachu. Tymczasem Oscar starał się ją uspokoić. Zgodnie opuściliśmy siedzibę gangu. Dopiero na zewnątrz mogliśmy odetchnąć z ulgą.
- A ona była zła? - zapytała Szarża, która jeszcze trochę trzęsła się oszołomiona.
- Była zdenerwowana. - Starałem się miło uśmiechnąć.
Oscar zwrócił się do mnie:
- Trafiłeś we wrażliwy punkt zastępcy.
Ja nie wiedziałem, o co mu chodzi. Ze względu na krótki staż nie byłem aż tak obeznany, a czarno-białego szczeniaka widziałem tylko kilka razy w życiu, kiedy dołączyłem, kontem oka i zbytnio nie zwróciłem na niego uwagi. Prawda jest taka, że wspomniałem o nim tylko dlatego, że też była młodym psiakiem, więc Szarża mogłaby odnaleźć przyjaciela. Sprawa była bardziej skomplikowana?

<Oscar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz