wtorek, 31 lipca 2018

Od Cheddar CD. Soboty

Cheddar z niespokojnego snu wybudziło skrzypnięcie otwieranych drzwi. Podniosła pysk, z ulgą czując trochę świeżego powietrza, które wpadło przez otwór. Do pomieszczenia wdreptał mały pies, który nazywał się podobno Duży Paul. Suczka była jeszcze niezbyt przytomna. Potrząsnęła głową, starając się wybudzić do końca. A może to nadal sen? - pomyślała czekoladowa widząc rude znajome łapy Soboty. Co ona tu robiła, na dodatek w towarzystwie tego stratega?
Nie zdążyła jeszcze wstać a Duży Paul rzucił jej pod łapy połowę gołębia. Co prawda obgryzionego, chyba służył za posiłek a potem zabawkę dla szczeniaków, ale o większej porcji nie miała co marzyć. Spojrzała z wdzięcznością na psa, mając w pamięci jego słowa, że to czy będzie jadła czy nie, zależy wyłącznie od niego.
- Zdecydowałem, że dostaniesz dzisiaj posiłek. Chcę jednak, żebyś sobie uświadomiła jedno. - Nachylił się nad nią i wpatrzył ciemnobrązowymi oczami prosto w jej żółte. - To nie było darmowe jedzenie. Masz teraz dwie możliwości, zacząć mówić i pójść na granicę, by Cargo zażądała od Palais-Bourbon okupu za ciebie albo nic nie powiedzieć i zostać publicznie straconą. Jedno i drugie ucieszy nasz gang jednakowo, radzę więc wybrać opcję korzystniejszą dla ciebie.
Cheddar powstrzymywała się z całych sił, by nie zerknąć z rozpaczą na Sobotę. Robiła to, bo wiedziała, że suczka jest równie bezsilna jak ona sama. A mogłoby to skierować na nią jedynie niepotrzebne podejrzenia. Ten czarno-biały samiec był wyjątkowo inteligentnym psem i nie przeoczyłby tak oczywistej wskazówki.
- Co chcesz wiedzieć? - Przełnęła ślinę. - Powiedziałam ci już, że nie macie w gangu zdrajcy.
- Owszem. - Kiwnął głową. - Nie zmienia to faktu, że zdrajcy w Élysée są, a ja mam o tym z pewnością lepsze pojęcie od ciebie. Moim zadaniem jest ich przyłapanie na gorącym uczynku. Mogłaś sama nie wiedzieć o tym, że przekazujesz tajną wiadomość. Wystarczy, że poszłaś odpowiednią trasą a oni wyciągnęli odpowiednie wnioski. Twój przywódca mógł wysłać daną ilość psów, co mogło zakomunikować "Atak" lub "Wstrzymać się z atakiem". Możliwości jest wiele.
Cheddar milczała, chcąc nie chcąc, będąc pod wrażeniem. Imponował jej elastyczny umysł Dużego Paula i jego sposób myślenia. Élysée byli szczęściarzami, mając takiego stratega. Widziała kątem oka, że Sobota siedząc obok Paula, również patrzy na niego z szacunkiem. Odczuła niemalże żal na myśl, że będzie musiała go rozczarować. Czekała ją śmierć. Nie zamierzała zdradzać tajemnic swojego gangu. Owszem, łamała niezbyt istotne, według niej zasady, lecz ta miałby zbyt poważne konsekwencje. Jeśli nie Élysée, zginie zabita przez własnych pobratymców, którzy wymierzą jej wyrok za donoszenie.
- Przykro mi, nie zamierzam nic mówić.
Wyczuła, że oboje psów z Élysée spojrzało na nią karcącym wzrokiem. Sobota zdawała się nie wierzyć w jej słowa i nadal miała nadzieję, że Cheddar zmieni zdanie, że po prostu się wygłupia mimo beznadziejnej sytuacji. Duży Paul oblizał płaski pysk, wzdychając cicho.
- Ostatnia szansa, Cheddar.
- Proszę mi tylko powiedzieć, czy tamta dwójka psów z którymi walczyliśmy... Przeżyli? - Ostatnia szansa? Co będzie złego we wzbudzeniu odrobiny sympatii tym prostym przejawem troski o życie pokonanego przeciwnika? - Widziałam, że leżą na ziemi.
- Oboje żyją. I zapewne obejrzą twoją dzisiejszą egzekucję. - Pies podniósł się i zadrapał w drzwi, by strażnicy je otworzyli. - Masz jakieś ostatnie życzenie?
Nie podziałało. Ale warto było spróbować.
- Chyba chciałabym napić się wody - powiedziała Cheddar rezolutnie, lekko się uśmiechając.
Musiała jeszcze chwilę poudawać, że nie boi się śmierci, by Sobocie nie przyszło do głowy zrobienie czegoś głupiego. Gdyby i ona ucierpiała, Cheddar nie wybaczyłaby sobie, że w swej głupocie pociągnęła za sobą na dno kogoś jeszcze.
- Soboto, przynieś jej wody. Niech ma jej tyle, ile zapragnie. A o zmierzchu przyprowadź na główny plac. - Duży Paul wyszedł z pokoju, machając na boki zakręconym nad grzbietem ogonem.
Sobota wyszła na moment a drzwi za nią zatrzasnęły się głośno. Po chwili wróciła, niosąc w pysku miskę wypełnioną wodą, tą samą, co poprzednio. Cheddar przyciągnęła do siebie naczynie, ale ruda łapa zręcznie wytrąciła jej miskę. Woda rozlała się po podłodze, chlapiąc na nie obie, a pojemnik pokręcił się chwilę po czym z grzechotem opadł. Oczy Soboty pełne były gniewu.

Sobota? :0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz