poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Sanssouciego CD. Oscara

Suczka niezgrabnie wyskoczyła z szafy. Nie kwestionując polecenia Oscara, zamknęła swoje ciemne ślepia. Miała bardzo dobry słuch i węch, więc bez problemu mniej-więcej zlokalizowała położenie kundelka.
- Chodź, chodź - co jakiś czas mówił Oscar, tym samym nawigując młodą głosem.
Kiedy już dotarli do mnie, natychmiast potruchtałem do suczki, aby upewnić się, że nic jej nie jest. Następnie posłałem do Oscara ciepły uśmiech.
- Nawet nie wiem, jak mam ci dziękować - powiedziałem. - Szarża została doskonale ukryta!
- Gdyby tak posłusznie nie siedziała w ciszy, nie byłoby to możliwe - odpowiedział Oscar, delikatnie czochrając łapą sierść na głowie szczeniaka.
W tamtej chwili dało się słyszeć pretensjonalne chrząknięcie mieszańca w typie owczarka szwajcarskiego. Oczy nas obu spoczęły na jej pyszczku lekko wykrzywionym w grymasie niezadowolenia.
- Bo mnie tu tak suupeer faajniee się siedzie z zamkniętymi oczami, nie wiedząc nawet, czy mogę już je otworzyć, nie? - rzuciła niemalże teatralnym tonem.
Wrócił mi dobry humor.
 - Owszem. Tylko proszę cię, żebyś nie przyglądała się za bardzo naszej sierści. Myślę, że na razie musisz wiedzieć tylko tyle, że psy czasem muszą walczyć. Niech to będzie dla ciebie przestrogą, żeby nie wchodzić samowolnie na tereny innych psów, bo może to się niebezpiecznie skończyć. Trzymaj się blisko Luwru. To taki całkiem ładny pałac. Pokażemy ci na miejscu - postarałem się jej wyjaśnić sytuację, która zaistniała.
Szarża ostrożnie otworzyła ślepia. Trochę cofnęła się na widok zakrwawionych futer. Nie dała po sobie poznać, że pierwsze wrażenie nią wstrząsnęło. Wbiła wzrok w kostkę brukową.
- W porządku? - zapytałem z troską.
- Tak - odparł szczeniak.
- Ruszajmy już - zarządził Oscar.
Obaj zgodziliśmy się z nim poprzez krótkie kiwnięcie głowami. Najkrótsza i prawdopodobnie najbezpieczniejsza droga na tereny Louvre prowadziła przez wąską uliczkę. Truchtaliśmy trochę szybciej niż ostatnio z obawy przed kolejną bójką, zachowując poprzednią kolejność formacji - Oscar, Szarża i ja na końcu. Myślałem, że drabina rozpościerająca się na całą szerokość uliczki nie będzie stanowiła problemu. Byłem zdziwiony, kiedy Szarża zaczęła się cofać.
- Co ty robisz, mała? - zapytałem szeptem.
- Przechodzenie pod drabiną przynosi pecha! - niemal wykrzyczała, ale szybko się opanowała. - Nie chcę, żebyście przechodzili.
- Kiedy to nic złego - wtrącił Oscar.
Szybko przebiegł na drugą stronę drabiny i z powrotem. Szarża odwróciła wzrok.
- Papo Sou, chodźmy inną drogą, choćby miała być ona okrężna - zwróciła się do mnie.
Pomyślałem moment.
- Czy przenoszenie pod drabiną też powoduje nieszczęście? - zapytałem po chwili namysłu.
- Nie? - Zawahała się. - Psy w schronisku nie mówiły o takiej sytuacji.
Delikatnie złapałem suczkę za kark, aby szybko przetransportować ją na drugą stronę.
- Poczekaj, będziesz miał nieszczęście - próbowała ostrzec mnie Szarża.
Za późno! Byliśmy już po drugiej stronie. Odetchnąłem z ulgą. Suczka była nawet ciężka.
- Nie mogę mieć nieszczęścia, kiedy mam takiego szczeniaczka. - Uśmiechnąłem się.
Oscar też przebiegł pod drabiną bez oporów i wyruszyliśmy na tereny Louvre. Na szczęście żadna niebezpieczna sytuacja nas już nie spotkała. A to dobrze, bo miałem serdecznie dość rozlewu krwi. Na granicy Szarża zapytała:
- Czyli tamci byli źli?
- Tamci, z którymi walczyliśmy?-spytałem, żeby się upewnić.
Szczenię skinęło łebkiem.
- Nikt nie jest zły. Po prostu to inny gang, inna grupa, a my wtargnęliśmy na ich teren - odparłem.
- Mhm, rozumiem - stwierdziła Szarża. - Nie zaczepiać, nie wchodzić, nie prowokować, trzymać się Lucośtam.
Nie byłem chyba dobry w tłumaczeniu, ale za to dumny z pojętności białej. Idąc w okolice  Luwru, przez większość czasu milczałem, a szczenię obserwowało teren, co jakiś czas racząc się krótkimi frazami rzucanymi przez Oscara, który pokazywał najbardziej rozpoznawalne obiekty po drodze.

<Oscar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz