wtorek, 31 lipca 2018

Od Luciany do Rivaille'a

Opuszczenie terenów gangu było mi dość bliską czynnością. Tylko zazwyczaj szłam na przeszpiegi, co wiązało się z podrożą na tereny innych gangów, a tym razem, poszłam w zupełnie inną stronę. Z dala od wszystkich dzielnic Paryża. Właściwie przez te kilka godzin zdążyłam już opuścić tereny stolicy Francji. Byłam w jakieś wiosce w pobliżu. Powoli szłam po polu, wgapiając się w niebo. Był skwar, ogromny skwar. Oczywiście prócz skwaru była też cisza. Nieprzerwana, przyjemna cisza. Lubiłam ją jako jedną z nielicznych. Prychnęłam cicho, kiedy mój brzuch wydał z siebie dźwięk który oznaczał, że pora coś zjeść. Przystanęłam na chwilę aby się rozejrzeć. Wszędzie pole. Musiałam spojrzeć naprawdę daleko aby dostrzec domki. Za pewne hodują tam jakieś kury czy coś. A jak nie, pewnie gdzieś znajdę resztki przy jakiś knajpach. Skierowałam się w tamtą stronę i przyspieszyłam tępa. Nie musiałam znaleźć się tam zbyt szybko. Niekoniecznie. Chociaż opcja wcześniejszego posiłku wydawała się bardzo kusząca. Zaczęłam od truchtu aby przeinaczyć to w szybszy bieg. Już po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Malutka wioska. Gdzieś w oddali jakaś wieśniaczka przechodziła przez ulice z wiadrami wody. Coś fuknęła po zauważeniu mnie. Wbiłam pazury w ziemie podczas rozglądania się. Odszukałam jakąś malutką knajpkę. Poboczem zmierzałam  w jej kierunku. Jednak coś wpadło mi w oko podczas tej drogi. Właściwie, kurnik. Kiedy wyobraziłam sobie kurczaka jako mój obiad, stwierdziłam, że ten posiłek byłby lepszy od jakiś resztek z knajpy. Szybko śmignęłam przez ulicę. Sam w sobie kurnik nie był specjalnie strzeżony. Nawet furtki nie było, a kury chodziły gdzie chciały. Schowałam się w pobliskim polu kukurydzy, czając się na jedną kurę. Kiedy była wystarczająco blisko, skoczyłam. Nie przygryzałam jej tchawicy ani innych rzeczy potrzebnych do życia. Położyłam się po prostu na niej, dociskając jej klatkę piersiową. Miała tak wygiętą szyję i dziób, że za niedługo powinna się udusić. Kiedy przestała walczyć, wgryzłam się jej bok. Powoli wyjęłam z niej wszystko co najlepsze i zjadłam ze smakiem. Już miałam wyrzucać zwłoki w najbliższe krzaki, lecz właściciel kur nagle wyszedł z domu i mnie zauważył. Nie trzeba było mi powtarzać abym zaczęła uciekać. Wiecie co? Naprawdę chciałabym skończyć w jak najbliższym schronisku lub jako pies na łańcuchu. To było po prostu moje marzenie. Zerwałam się do biegu, przypominając sobie przy okazji w którą stronę Paryż. Biegłam jak najszybciej mogłam. Mimo, że nie były to wybitne szybkości, naprawdę się starałam. Biegasz szybciej? Zaj*biście. Ciekawe ile wytrzymasz. Nie wiem ile biegłam? Trzy godziny? Chyba tak. Robiłam sobie krótkie przerwy aby odpocząć. Zrobiłam jakieś dwie na pięć minut. Mimo, że wiedziałam o tym iż ten człowiek jest już daleko, gnałam do Paryża. Wolałam wrócić przed wieczorem. Byłam już w Paryżu. Jednak nie wiedziałam która to dzielnica. Elysee nie był tak blisko jak zdawało mi się na początku. Powoli podążałam do przodu. Trochę psów się tu kręciło. Patrzyli się na mnie krzywo, kilka nawet próbowało wyciągnąć ode mnie informacje z jakiego gangu jestem. Gdyby było to Lou już dawno wpadłabym w pułapkę. Jak się rozglądałam, widziałam, że chodzę bardzo blisko granicy. Byłam już pewna. Dotarłam na tereny Palaisów. Szczerze, chętnie popatrzyłabym co się u nich dzieje, zdobycie informacji wydało mi się dobrą opcją. Sprawnie wypatrzyłam jak uniknąć strażników granicy. Tak, raczej nikt się nie spodziewał tego, że ktoś przejdzie kanałem. O wiele częściej wychodziłam na zwiady do Palaisów niż do Lou. Wyszłam ze studzienki i skierowałam się do większych psich grup. Przeszłam obok nich powoli, udając, że zniknęłam za najbliższym zakrętem. Było stąd ich doskonale słychać. Jeden z nich musiał udać się do ich przywódczyni. Może mnie do niej zaprowadzi? Kiedy powiedział, że już idzie, obeszłam budynek i zaczęłam za nim iść. Zachowałam bezpieczną odległość. Właściwie, jeśli chodzi o misje, powinnam o to pytać się Cargo, ale nie miałam czasu, a jak uda mi się zdobyć jakieś naprawdę dobre informacje? W końcu od czegoś są szpiedzy. Musieli mieć trochę daleko tą siedzibę główną. Uliczki mi się trochę dłużyły, a sam pies spotkał jeszcze kilku znajomych i musiałam udawać, że jestem tu zupełnie przypadkowo. Chowanie się za przeróżnymi rzeczami było naprawdę ciekawe. Ukrywanie się tak, aby nikt mnie nie zauważył nie było proste. Nagle, podczas zmieniania kryjówki jakiś pies mnie popchnął, a ja nie zdążyłam zareagować i upadłam na ziemię. Pies za którym podążałam spojrzał się na mnie podejrzliwie i otworzył pysk w celu powiedzenia czegoś. Myśl Lucjusz, wymówka, osobowość, coś aby uwierzył.

Levi?

- polowanie (5pkt)
- przekroczenie granicy swojego gangu (5pkt)
- spotkanie psa z innego gangu (5pkt)
+15 pkt doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz