wtorek, 31 lipca 2018

Od Kichnął CD. Dihona

Usiedli na ziemi, dysząc ciężko i wciąż próbując złapać oddech. Kichnął może jak na swój wiek kondycję miał nie aż tak złą, jako że dużo chodził, mimo to uznał, że szybkie, forsowne pościgi to już nie dla niego. Dihon chyba był w lepszym stanie, bo zaśmiał się cicho. Kichnął też się zaśmiał.
-No, to było szalone. Klawo. Właściwie, nie wiem, czy wciąż mówi się klawo, mówi ktoś tak jeszcze? No bo...
Kichnął urwał, zorientowawszy się, że jego nowo poznany kolega już go nie słucha. Kichnął zastrzygł uszami.
-Kolego, coś się stało? Serce ci stanęło, to chyba jeszcze nie czas na to?
Młodszy pies syknął, bo pytanie nie było zbyt dyskretnie zadane. A Kichnął aż podskoczył, bo nagle ze ściany wyłoniła się ciemnawa plama.
-Cześć Dihon. Kim jest twój nowy...-tu nastąpiła chwila przerwy. -Znajomy.
Miejscowy wciąż milczał, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć. Wydawał się być zestresowany. A przybyły musiał jakoś powściągnąć swoją nienawiść do całej Francji, bo teraz już się schytrzył i domyślił się, że raczej nie chce wzbudzać podejrzeń.
-Jestem Kichnął, właściwie się zgubiłem i... Dihon, tak? Dihon pokazywał mi właśnie, którędy do Luwru. Chciałem popatrzeć sobie na Mona Lizę.
-Ah, więc to tak. To chodź, ja ci pokażę.-Cóż, w tym głosie nie czaiło się nic, co sugerowałoby, że ta rozmowa faktycznie zaprowadzi ich do Luwru. Co znowu ma się stać? Czy wariat z nożem to jeszcze mało?
Kichnął zaczął obawiać się, że właśnie został pojmany. Chociaż z drugiej strony, po co im on? Chociaż był z nim Dihon, a on wydawał się być w porządku. Ale kto wie, co dzieje się w tych gangach? Był nowy na tych ziemiach, a jego przygoda z Paryżem zaczęła się raczej źle (oh no cóż, kto by się spodziewał?)
<Dihon? Odpisałam, bo nikt się nie kwapił D:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz