środa, 25 lipca 2018

Od Oscara

Jeszcze do niedawna wiodłem żywot samotnika. Pałętałem się bez celu po francuskich ulicach, jednak radziłem sobie całkiem dobrze. Przekradałem się na ludzkie podwórka bądź restauracyjne zaplecza, kradnąc resztki. Tak właśnie żyłem - żywiąc się śmieciami. Polowanie nie wychodziło mi bowiem zbyt dobrze. Matka nigdy mnie go nie uczyła. Może kiedyś wyjaśniła podstawy, nie byłem nawet pewien. W każdym razie teraz byłem częścią większej zbiorowości - gangu Louvre. Dumnie stałem pośrodku tego terytorium, obserwując bacznie jego członków. Zdążyłem poznać już większość tutejszych mieszkańców. W pamięć szczególnie zapadł mi Kapsel, który piastował moją wymarzoną funkcję. Był bowiem doświadczonym Posłańcem. Czyż to nie zaszczytne stanowisko? Wymaga szybkości i zwinności, niejednokrotnie należy się również wykazać sprytem. Po wojnie wszyscy pamiętają tylko o wojownikach, piechocie stojącej w pierwszej linii, najbardziej narażonej na ataki wroga. Tak bardzo bagatelizowana jest jednak ranga gońca, łącznika, bez którego całe wojsko niechybnie upadłoby. Otrząsnąłem się po chwili zamyślenia. Zdałem sobie sprawę, iż od dobrych kilku minut tępo wpatrywałem się w przestrzeń. Stało się to na tyle dziwne, że niektóre psy poczęły z ciekawością mi się przyglądać. Aby nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi, truchtem ruszyłem ku najbliższej uliczce. Już kilka chwil później zniknąłem z oczu gapiów za budynkami. Przemierzałem alejki szybkim kłusem, ignorując przechodzących obok mnie ludzi. Prawdę powiedziawszy nudziło mi się. Gdybym nie ruszył w trasę, zapewne kręciłbym się bez celu wśród członków gangu. Postanowiłem trochę się zabawić. A gdzie indziej szukać przygód niż na granicy terytorium Louvre? Mogło tam wydarzyć się wiele potencjalnie ciekawych rzeczy. Całkiem możliwe, że zobaczę coś interesującego lub spotkam niemniej intrygującą personę. Z uśmiechem na pysku przebiegłem przez ulicę. Byłem już blisko celu. Na horyzoncie majaczyły już charakterystyczne dla danych dzielnic zabudowania, chociażby wieża Eiffla znajdująca się w Palais-Bourbon. Raptem kilka minut później stałem na granicy. Za sobą miałem moje terytorium - Louvre - przede mną zaś rozciągały się ziemie wrogich klanów. Lustrowałem wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu niecodziennych zjawisk. Kusiło mnie, aby postąpić jeszcze kilka kroków w przód, jednak wiedziałem, że byłoby to zgubne. Gdyby tylko moja łapa zrugała swym dotykiem kierowaną przez nieprzyjaciół dzielnicę, dostałbym za swoje. Nie do końca znałem prawa, którymi rządziły się poszczególne plany - wszak byłem członkiem jednego z nich dopiero od kilku dni, ale nawet dla mnie kara za taki występek jawiła się jako okrutna. Chwilę później dostrzegłem coś, co szczególnie przyciągnęło moją uwagę. Pies. Tak, pies! Mogło to zwiastować zarówno ciekawą rozmowę, jak i zgubę. Patrzyłem się w jego kierunku ufnie, merdając ogonem. 
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz