czwartek, 26 lipca 2018

Od Oscara CD. Rem

Uradowany popatrzyłem na sukę. Była ode mnie nieco niższa, za to mogła pochwalić się o wiele bujniejszą sierścią. Biła od niej nieśmiałość, choć ponad wszystko starała się to ukryć.
- Oczywiście - ochoczo przyjąłem rozkaz, cały czas obserwując borderkę.
Nie zamieniliśmy jeszcze ani słowa, a już znaliśmy swoje imiona. To jakiś początek. Wiedziałem także, że była czujką. Dziwne. Wyglądała raczej na strachliwą. Sprężystym krokiem szedłem w kierunku obozu, nucąc pod nosem. Rem, mimo swoich starań była daleko w tyle. Nie raz musiałem przystawać, by pozwolić jej się ze mną zrównać. Droga nie była długa. Dzielnica Louvre jest jedną z mniejszych, również najmniej zaludnionych. Posłusznie kierowaliśmy się do głównej siedziby, tak naprawdę nie wiedząc, po co tam idziemy. Westchnąłem cicho. Nie lubiłem nudy, a grzeczne wrócenie tam właśnie takie było.
- Zróbmy coś - rzuciłem niespodziewanie, z uśmiechem patrząc w oczy suki.
Przekrzywiła łeb, zdziwiona moją propozycją. Delikatnie zmarszczyła brwi, zapewne rozważając ją. Po chwili zaśmiała się cicho - przystała na mój pomysł. Patrzyłem się na nią zawadiacko, myśląc, w co moglibyśmy 'pograć'.
- Byłaś kiedyś poza granicami Louvre? - zapytałem, dumnie wypinając pierś.  - J a  byłem.
Nie odpowiedziała od razu, jakby chciała coś ukryć, lecz wreszcie pokiwała głową.
- Nie raz - przyznała ucieszona.
Super. Wreszcie ktoś mniej sztywny. Zapowiadało się ciekawie. Usiadłem na brukowanym chodniku, wodząc wzrokiem po okolicy. Wtem wpadłem na pewien pomysł - kradzież. Czyż to nie zabawne, zagrać wrogom na nosie i zwinąć im coś cennego prosto spod nosa? Nie chciałem ponownie wyprawiać się do Palais-Bourbon, więc mój wybór padł na drugą nieprzyjacielską dzielnicę. Nigdy nie byłem w Élysée. Podobno gang ten miał w swoim posiadaniu znacznie większe terytorium niż Louvre. Więcej do zwiedzania! Nigdy nie słyszałem opowieści o ich usposobieniu, pomyślałem jednak, że nie mogą być groźniejsi niż ci z Palais. Szczegółowo wyłożyłem suce mój plan, a ona słuchała w skupieniu, coraz bardziej radosna. Dokładnie wiedziałem, jak się tam dostaniemy. Zakładałem, że następnie przekradniemy się bokiem, przy granicy z dzielnicą znaną jako Opéra. W tamtych okolicach było o wiele mniej psów, co zwiększało nasze bezpieczeństwo. Gdy skończyłem mówić o swoich założeniach, Rem była już niemal w euforii.
- Idealnie! - krzyknęła, całkowicie zapominając o swojej wcześniejszej nieśmiałości.
Udaliśmy się więc na miejsce. Przemykaliśmy między budynkami, cicho i niepostrzeżenie, byleby tylko nie dać się złapać żadnemu z członków. Po kilkunastu minutach, z ogromnymi uśmiechami na pyskach staliśmy na granicy. Wokół nie było nikogo - tak jak podejrzewałem. Z namaszczeniem przekroczyłem granicę. Moja pierwsza wizyta na terytorium Élysée. Dalej szło gładko i już wkrótce byliśmy niemalże przy obozie. Chowaliśmy się za blokiem mieszkalnym, ale nawet stąd doskonale widzieliśmy ich schowek. Na szarawym płótnie leżało kilka świeżo zabitych królików. Oblizałem się na ten widok i spokojnie, krok po kroczku wyszedłem z kryjówki. Rem szła za mną, chroniąc tyły. Kilka metrów dalej leżał grubiutki, śmieszny pies. Głęboko spał, a przynajmniej na to wskazywało jego głośne chrapanie. Skrzywiłem się w politowaniu - TO jest ich czujka!? Nie sądziłem, że kradzież będzie taka łatwa. Wyprostowałem się triumfalnie - nie było nawet potrzeby się skradać. Z zadowoleniem chwyciłem najdorodniejszego zajęczaka. Rem również wzięła do pyska jedno zwierzę. Następnie, nieco tracąc czujność zaczęliśmy się oddalać. Cały czas trzymaliśmy się granicy z Opérą, tak jak mieliśmy w planie. Nie rozmawialiśmy, głownie dlatego, że nie mieliśmy jak. Chwilę później ciszę rozdarł niepokojący dźwięk - szczekanie. W popłochu wbiegłem na byle jaką klatkę schodową, upuszczając w jej najdalszym kącie królika. To samo poleciłem zrobić Rem. Gdy wyszliśmy na zewnątrz zobaczyliśmy coś, czego się nie spodziewaliśmy. W odległości kilkunastu metrów biegł spory rottweiler. Co gorsza, pędził prosto na nas. Przełknąłem ślinę, ze strachu ledwo stojąc na nogach.
- Uciekaj! - usłyszałem krzyk towarzyszki i poczułem, jak uderza mnie w bark, bym się ocknął.
Suka zdążyła odbiec kawałek, nim popędziłem za nią. Bez trudu jednak ją wyprzedziłem. Pędziliśmy przed siebie, mając nadzieję, że dotrzemy do Louvre i nic nam się nie stanie. Gdy już myślałem, że go wykiwaliśmy, usłyszałem pisk. Gwałtownie zahamowałem, jednocześnie odwracając się w stronę towarzyszki. Suka leżała na ziemi, a pysk rottweilera był tuż, tuż od jej szyi. Niewiele myśląc rzuciłem się jej na pomoc. Była ode mnie znacznie słabsza fizycznie, więc to, że sobie nie poradzi było oczywiste. W amoku, znajdując w sobie nieodkryte pokłady siły, chwyciłem nieprzyjaciela za kark i obaliłem go. Przez chwilę kotłowaliśmy się na ziemi, lecz moja przewaga słabła z minuty na minutę. Suczka pomagała mi, co jakiś czas doskakując do wroga i kąsając go w łapy. W pewnym momenie rottweiler chybił, uderzając pyskiem w podłoże, co dało mi czas na ucieczkę. Puściłem się biegiem przed siebie, dając tym samym znak suce, że pora się ewakuować. Biegliśmy tak długo aż przekroczyliśmy granicę. O dziwo oboje mieliśmy tylko trochę przybrudzoną sierść. Wróciliśmy do obozu. Gdy już myśleliśmy, że nikt nie zauważył naszego występku...
- Czemu nie dotarliście tu wcześniej? - usłyszeliśmy surowy głos kogoś ze starszych psów.

<Rem?>
- spotkanie psa z innego gangu (5 pkt)
- przekroczenie granicy swojego gangu (5 pkt)
- kradzież (10 pkt)
- obronienie kogoś (25 pkt)
+3 punkty do wytrzymałości
+1 punkt do siły
+5 punktów doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz