czwartek, 26 lipca 2018

Od Sanssouciego CD. Oscara

Położyłem się na boku, korzystając z chłodnej temperatury paryskiego chodnika.
- Teraz odpoczywamy - powiedział Oscar. - Należałoby się zastanowić, co będziemy robić później.
Uniosłem głowę i zlustrowałem otoczenie wzrokiem. Tylko ludzie, ludzie i... Ach, bułka na środku Place du Carrousel.
- Jesteś głodny? - zapytałem, choć było to pytanie raczej retoryczne.
Pies pokiwał energicznie głową. Chyba przejrzał moje zamiary, bo chwilę potem wykrzyknął:
- Kto ostatni do bułki ten agresor z Pól Marsowych!
Nie trzeba było długo zachęcać mnie do wyścigu. Natychmiast zerwałem się na równe łapy i pobiegłem w stronę bułki. Czarny psiak był ode mnie szybszy, a przede wszystkim zwinniejszy, więc położyłem swoją łapę na zdobyczy minimalnie później.
- Brawo! - mimo przegranej pochwaliłem zwycięzcę. - Chociaż nie wyglądam na agresora z Pól Marsowych, przyznaję ci honor zjedzenia ów bułki jako trofeum w tym wyścigu.
Pchnąłem jedzenie nosem w stronę Oscara. W międzyczasie poczułem, że jest to bułka z szynką, co prawda stara, ale na mój nos nadawała się do spożycia. W odpowiedzi kundel zaśmiał się.
- Kiedy to jedynie żarty, znaj moją dobroć i uracz się bułką - odparł.
Ogryzłem kęs.
- Przepraszam bardzo, ale wyborną szynkę wypada zostawić dla wygranego - powiedziałem po ówczesnym przeżuciu kawałka bułki.
Oscar wyglądał na zadowolonego i dumnego z siebie. Skonsumowałem jeszcze jeden kęs bułki, a następnie zacząłem obserwować, jak Oscar zjada resztę kanapki, którą najprawdopodobniej upuścił jakiś nieuważny turysta. Nasza czujność była obniżona. Może dlatego tak bardzo się zdziwiłem, kiedy poczułem linkę zaciskającą się na mojej delikatnej szyi. Odruchowo zacząłem się wyrywać. Szybko spojrzałem za siebie. Tę twarz rozpoznałem bez problemu. Hycel. Ten sam, który pracował w schronisku, do którego niegdyś oddała mnie moja rodzina.
- Oscar! Uciekaj! - zacząłem wydzierać się gorączkowo.
- Ktoś dzwonił ze zgłoszeniem, że po placu pałętają się jakieś bezdomne psy i oto są. Nam takie nie uciekną! - chwalił się wąsaty mężczyzna, mocniej zaciskając pętlę.
Charcząc, ponownie krzyknąłem w stronę mojego kompana:
- Oscar! Uważaj!
Drugi człowiek niebezpiecznie pewnym krokiem zbliżał się do kundla, który odbiegł od niego na pozornie bezpieczną odległość. Miałem serce w gardle i wyrywając się rozpaczliwie, z nadzieją obserwowałem poczynania Oscara. Oby mu się udało... Chociaż mu, bo ja byłem na chwilę obecną w potrzasku...

<Oscar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz