wtorek, 31 lipca 2018

Od Oscara CD. Sanssouciego

Dumnie dreptałem na przedzie, co jakiś czas opowiadając suczce o najróżniejszych obiektach. Od dawna znajdowaliśmy się na terenach Louvre, toteż byłem pewny, że obóz znajduje się niedaleko. Miałem rację - już po kilku minutach stanęliśmy na placu. Zatrzymałem się, z podziwem wpatrując się w najbardziej charakterystyczny budynek tej dzielnicy.
- A to właśnie jest Luwr. - uśmiechnąłem się na sam widok budowli, która od pewnego czasu nieodzownie kojarzyła mi się z domem.
Szarża rozdziawiła pyszczek ze zdziwienia. Stała tak chwilę, bacznie lustrując okolicę. Obok nas kręciło się sporo ludzi, jednak nikt nie zwracał uwagi na trójkę psów.
- Bardzo ładny, wujku Oscarze - odparła po chwili, wyrywając się z zamyślenia.
Chciałem jeszcze coś dodać, być może opowiedzieć trochę więcej o tym muzeum, lecz Sanssouci posłał mi zniecierpliwione spojrzenie.
- Czas przedstawić cię reszcie - powiedział nieco surowym tonem.
Samiczka zasmuciła się, wbijając wzrok w bruk. Ów stan nie trwał jednak długo - wkrótce podbiegła do nas, posłusznie wykonując polecenie swego opiekuna. Do obozu nie było daleko. Pomimo tego, iż poruszaliśmy się raczej statecznym truchtem, dotarliśmy tam po raptem kilku minutach. Pokazałem Szarży drogę prowadzącą przez krzaki. Popatrzyła się na mnie niepewnie, lecz zachęciłem ją do wejścia. Musiała się dowiedzieć, że w tej niepozornej kępie krzaków znajduje się tunel. Ten niewielki, ciemny i dosyć ciasny korytarz prowadził do budynku. Gdy tylko się przezeń przecisnąłem, ujrzałem skaczącą w euforii suczkę.
- Ale czad! Ukryta siedziba! - krzyczała radośnie.
Widok ten zdecydowanie można było zakwalifikować jako niezmiernie uroczy. Spacerowaliśmy po budynku w poszukiwaniu Python. Szczeniak kręcił się koło mnie niecierpliwie, licząc na to, że wszystko jej wytłumaczę. Pokiwałem jednak łbem - teraz nie czas na to. Może wieczorem wybierzemy się na małą wycieczkę z przewodnikiem. Nagle moją uwagę skupiło czarno-białe futro wystające zza rogu. Niechybnie należało ono do zastępczyni Louvre. Podszedłem do niej wolnym krokiem, chrząkając ostrzegawczo. Wkrótce uraczyła mnie swoim nieco znudzonym spojrzeniem.
- Tak, Oscar? - spytała, niezbyt zainteresowana.
Dokładnie po tych słowach znudzona Szarża wpadła do pokoju, robiąc to, co wychodziło jej najlepiej - szarżując. Z impetem skoczyła na leżące nieopodal legowisko. Borderka spojrzała na nią pytająco, nieco zdenerwowana. Następnie przerzuciła wzrok na mnie, subtelnie obnażając kły. Obdarzyłem ją nerwowym uśmieszkiem.
- To Szarża. Będę się nią opiekował - wtrącił się Sanssouci, wymijając mnie i podchodząc do suki.
"Ach tak" szepnęła pod nosem, jakby niezbyt zadowolona. Prawdopodobnie nie podobało jej się, że postawiliśmy ją przed faktem dokonanym. Przez dłuższą chwilę nie odzywała się, co na dobrą sprawę zaczynało mnie stresować. Tymczasem nieskrępowana sunia dalej szalała, niemalże roznosząc pomieszczenie w pył.

<Sanssouci?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz