sobota, 28 lipca 2018

Od Dihona CD. Rivaille'a

Byłem cały poobijany. Plan Levi'a wydawał się najgłupszy z możliwych, a jednak - uratował nas. Pośpiesznie pozbierałem wszystko do reklamówki. Maskowałem strach najlepiej jak umiałem, a mimo tego dało się wyczuć moje zdenerwowanie.
- Dobra, mamy trzy możliwości. Pierwsza - uciekamy, druga - ukrywamy się, trzecia - walczymy bez szans na wygraną. Lepiej decyduj się szybko, bo zaraz będzie po nas! - pośpiesznie wyrzuciłem z siebie te zdania, powoli nie wytrzymując napięcia.
Ach, myśl Dihon, myśl! Po najbardziej nerwowej sekundzie w moim życiu do głowy wpadł mi pewien pomysł. Byliśmy przecież w hotelu, prawda? W dodatku opuszczonym! Czyż to nie idealnie się składa? Setki metrów kwadratowych, po brzegi wypełnionych przeróżnymi zakamarkami i przejściami. Problem był jeden - zwichnięta kostka mego towarzysza. Popatrzyłem się na niego z troską. Poznałem go niedawno, ale już poniekąd zdążyłem przywiązać się do tego wyżła.
- Musisz dać sobie radę, ale... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż z zewnątrz dobiegało już wściekłe szczekanie.
Zastrzyk adrenaliny pokrzepił Levi'a, który już po chwili począł się za mną ciągnąć. Z trudem weszliśmy na drugie piętro.
- Zostań tutaj - poleciłem, sam mając coś do zrobienia.
Ignorując strach i niepokój, cofnąłem się po własnych śladach. Miałem pewien plan, który właśnie zamierzałem wcielić w życie. Gdy na powrót znalazłem się w holu, począłem gorączkowo biegać tam i z powrotem. Odwiedziłem dosłownie każdy zakamarek w zasięgu wzroku. Po co? Odpowiedź była prosta. Psy, przeszukując tak wielki budynek najpewniej posłużą się węchem. Tym czasem ja, korzystając być może z kilku ostatnich minut życia, zamierzałem spłatać im figla. Zostawiłem swój zapach wszędzie, gdzie tylko mogłem. W największym pośpiechu odwiedziłem też wyższe piętra. Za każdym razem, gdy przechodziłem koło mego towarzysza, ocierałem się o niego, aby roznosić również jego trop. Sam wyżeł zaś co kilka sekund zmieniał miejsce w którym stał, aby jego poczynania jawiły się nieprzyjaciołom jako co najmniej nieskładne i dezorientujące. Gdy skończyłem, usłyszałem głośny huk. Struchlałem natychmiastowo. Psom z Louvre udało się odnaleźć wejście, a następnie w jakiś sposób wyważyć drzwi. Wbiegłem do byle jakiego pomieszczenia, ciągnąc za sobą rannego wyżła. Okazało się, że trafiliśmy na korytarz, długi i ciemny, w dodatku nieprzyjemnie śmierdzący stęchlizną. Nie było czasu do stracenia. Pokonaliśmy go w mgnieniu oka, nawet pomimo naszego stanu zdrowia. Przejście zaprowadziło nas na coś w rodzaju półpiętra. Nie byłem tu wcześniej. W okół, jak okiem sięgnął rozciągały się inne korytarze, a także schody - zarówno w górę, jak i w dół. Nim jeszcze zdążyłem podjąć decyzję, gdzie się udać, usłyszałem głuchy warkot. Z duszą na ramieniu wskoczyłem za sporą szafkę, rzuconą niedbale w poprzek przejścia. Znajomy samiec zrobił to samo. Staliśmy tam, wstrzymując nawet oddech. Z drugiej strony pojawiła się nieduża suka. Mimo niewielkiego rozmiaru wydawała się zaprawiona w boju, a już na pewno zdolna do wszczęcia alarmu. Patrzyłem na nią z przerażeniem. Jej ciemna sierść co jakiś czas ginęła w mroku, niemalże całkowicie ją ukrywając. Byłem pewien, że nas nie dostrzega, do czasu... W pewnym momencie popatrzyła mi się prosto w ślepia, śmiejąc się szyderczo. Przymrużyła oczy w oznace triumfu. Już powoli otwierała pysk, chcąc zawiadomić resztę, gdy... Skoczyłem. Uderzyłem samicę prosto w klatkę piersiową. Straciła równowagę, finalnie spadając ze schodów. Świat na chwilę stanął w miejscu. Leciała po stopniach z głuchym łoskotem. Nawet nie miała sił zapiszczeć. Niewiele myśląc skoczyłem za nią, odbierając jej wszelkie nadzieje. Patrzyła się na mnie z oczywistym przerażeniem. Nawet nie próbowała się bronić, krzyczeć. Jedynie zadzierała swój kudłaty łeb, patrząc na mnie błagalnie. Uczyniłem krótki wyskok, zatapiając kły w jej gardle. Gryzłem wściekle, szarpiąc jej małym ciałkiem bezlitośnie. Gdy w końcu rozluźniłem chwyt, całe moje ciało było pokryte krwią. Na początku nie dotarło do mnie, co zrobiłem. Chwiejnym krokiem wróciłem do psa, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy. Zabiłem. Zabiłem. Zabiłem... 

<Rivaille?>
- zabójstwo (40 pkt)
+40 pkt doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz