niedziela, 29 lipca 2018

Od Oscara CD. Sanssouciego

Patrzyłem się na szczeniaka, urzeczony jego urokiem. "Mała Szarża" brzmiało uroczo. Bok w bok zagłębialiśmy się wgłąb Paryża. Nie sądziłem, że wrócimy we trójkę. Nie mógłbym jednak zostawić młodej w schronisku, Sanssouci zapewne był tego samego zdania. Aby dostać się do Louvre, musieliśmy przejść przez teren Élysée. Nie byłem tym zachwycony, w końcu mieliśmy wkroczyć na obce terytorium ze szczeniakiem, ale nie było innego wyjścia. Okrężna droga zajęłaby zbyt długo. Aby zniwelować wszelkie ryzyko, zdecydowaliśmy poruszać się w ciasnym, podłużnym szeregu. Na początku szedłem ja, głównie ze względu na moją zdolność efektywnej obrony. Tyły ubezpieczał chart, mający wyostrzony wzrok i mogący bez problemu dostrzec przeciwnika. W środku zaś, otoczona naszą opieką znajdowała się Szarża. Wesoło przerywała ciszę, opowiadając różne historie. Nazywała nas w ciekawy sposób - Sanss był 'papą Sou", natomiast ja 'wujkiem Oscarem'. W pewnym sensie zazdrościłem Sanssouciemu jego szczęścia. I ja uwielbiałem szczeniaki, od dawna chciałem mieć gromadkę młodziaków. Przez chwilę oddałem się zamyśleniu, nie zwracając uwagi na drogę.
- Um, Oscar... - przerwał mi samiec, nieco zdenerwowanym głosem. - Patrz.
Grzecznie spojrzałem we wskazanym przez borzoja kierunku. Dwa psy stały na środku ulicy, rozmawiały ze sobą. Niechybnie należały do Élysée, bo nie próbowali ukryć swojej obecności. Oddech mi przyśpieszył. Co prawda owe psy nie wydawały się być groźne, jednak mogły zwołać posiłki. Całą trójką niemal weszliśmy w ścianę, mając nadzieję, że to choć trochę zmniejszy naszą widoczność. Rzuciłem nerwowe spojrzenie towarzyszom. Trzeba było coś zrobić. Musieliśmy za wszelką cenę ochronić suczkę!
- Zostań tu - poleciłem przyjacielowi, jednocześnie szturchając Szarżę nosem.
Młoda samiczka ruszyła za mną, niemalże chowając się między moimi czarnymi łapami. Nie miała szans w bezpośrednim starciu - musiałem ją ukryć. Za rogiem znajdował się rzadko uczęszczany budynek. Na dole znajdowała się opuszczona, acz otwarta kawiarenka, przez którą bez problemu można wejść w głąb bloku. Poprowadziłem ją na piętro. Znajdowało się tam stare mieszkanie, jeszcze pełne mebli. W rogu pokoju stała spora, drewniana szafa. Suczka patrzyła się na mnie niepewnie. Skrzywiłem się, widząc jej niezadowolenie.
- Nie gniewaj się, musisz tu zostać. Wrócę po ciebie. - posłałem jej dobrotliwy, lecz niezbyt przekonujący uśmiech.
Szarża niechętnie schowała się, przymykając drzwiczki. Gdy tylko straciłem ją z oczu, zbiegłem na dół. Wyjrzałem zza progu - Sanssouci stał w tym samym miejscu. Natomiast psów z Élysée nigdzie nie było.
- Uważaj... - wyczytałem z ruchu jego warg, gdy rozpaczliwie się na mnie popatrzał.
Odwróciłem się gwałtownie. Obaj stali za mną. Zjeżyłem się momentalnie, podskakując z zaskoczenia. Jeden z nich skoczył mi do gardła, jednak w porę odparłem atak. Chwyciłem go za kark i zacząłem szarpać wściekle. W międzyczasie borzoj przybył mi na ratunek, rzucając się na drugiego wroga. Skoczyłem nieprzyjacielowi na plecy, wyrywając mu kępki sierści ostrymi pazurami. Charczałem i szczekałem przy tym jak wściekły. Dopiero po chwili udało mi się dobrze wgryźć - zatopiłem zęby w udzie przeciwnika. Do mojego pyska napłynęła krew. Najchętniej wyplułbym ją, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. W dalszym ciągu zaciskałem szczęki, jednocześnie odskakując zadem od pyska nieprzyjaciela. Słyszałem głośne kłapanie zębów - Sanssouci również nie miał lekko. Obcy samiec obalił go na ziemię, niemal dotykając kłami gardła mego przyjaciela. Chart był jednak sprytny. Odbił go tylnymi łapami, uderzając we wrażliwy brzuch. Następnie przetoczył się na bok i wstał bez większego problemu. Czułem, że mój wróg za chwilę wyślizgnie się z uścisku, toteż sam go puściłem. Nim minęła sekunda, korzystając z elementu zaskoczenia przypuściłem drugi atak. Tym razem moim celem był pysk. Zręcznie unikając jego ciosów, chwyciłem za ucho samca, szarpiąc je w amoku. Moim staraniom towarzyszył przeciągły pisk. Mimo tego nie przestawałem, wkrótce pozbawiając agresora ów części ciała. Zwierzę wiło się po podłodze, brudząc wszystko krwią. Drugi członek Élysée zastygł na chwilę w bezruchu, co Sanssouci bez wahania wykorzystał. Jakimś cudem zacisnął swoje długie szczęki na jego łbie, raniąc go dotkliwie. Obaj zainwestowali ostatki sił w ucieczkę, z trudem wychodząc przez próg. Nie zamierzaliśmy ich gonić, gdyż sami musieliśmy uciekać. Staliśmy tam jeszcze chwilę, ciężko łapiąc oddech.
- Idź po Szarżę! - pośpieszył mnie mój towarzysz. - Nie może tego zobaczyć... - dodał po chwili, niczym jej prawdziwy ojciec, troszcząc się o dziecięcy umysł suki.
Udałem się na piętro, wywołując młodą z kryjówki.
- Lepiej zamknij oczy... - rzuciłem tylko, wciąż ociekając krwią.

<Sanssouci?>
- spotkanie psa z innego gangu (5 pkt)
- walka (10 pkt)
- pomoc innemu psu w ukryciu się (15 pkt)
- okaleczenie (20 pkt)
+50 pkt doświadczenia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz