czwartek, 26 lipca 2018

Od Oscara - Mała, wielka przygoda...

Tego dnia zamierzałem wraz z Cassandrą pospacerować po Louvre. Nie znałem jeszcze wszystkich zakamarków w tej dzielnicy, tymczasem wiekowa dobermanka była w tym znakomita. Potrafiłaby odnaleźć nawet guzik ukryty w najmniej oczekiwanym miejscu. Przy okazji miała przekazać mi trochę wiedzy z zakresu łowiectwa. Prawdę powiedziawszy nic wielkiego, same podstawy. Wyprowadziła mnie w jakieś mniej uczęszczane uliczki. Wszędzie walały się śmieci, a smród gryzł mnie w nos. Zmarszczyłem pysk w niesmaku.
- Dzisiaj nauczę się polować... na szczury! - krzyknęła ochoczo, nie zniechęcona moim niepewnym wyrazem pyska.
Rozumiałem, że nie byłem wytrawnym myśliwym, ale kazać mi ubijać gryzonie!? Mimo zażenowania zgodziłem się. Suka wytłumaczyła mi, że najlepiej robić to we dwójkę. Gdy tylko znaleźliśmy jakiś kawałek ziemi, zabraliśmy się do pracy. Cassandra dokładnie, krok po kroku wytłumaczyła mi co mam robić. Słuchałem jej uważnie, chcąc zrobić wszystko jak najlepiej. Chwilę później samica zaczęła gwałtownie rozkopywać glebę. Wyraźnie czułem tu zapach gryzoni, niechybnie roiło się tu od ich nor. Stałem za dobermanką, czujnie nadstawiając uszu. Nie musiałem długo czekać. Już wkrótce przerażony szczur wyskoczył z nory, niemalże prosto do mojej paszczy. Raptownie zacisnąłem szczęki, w mgnieniu oka uśmiercając drobne zwierzę. Nim zdążyłem odłożyć jego truchło na bok, moim oczom ukazał się kolejny uciekinier. Chwyciłem bure zwierzę, rozrywając je kłami.
- Dobrze! - krzyknęła Cass.
Najwyraźniej nie byłam aż tak beznadziejny. Postępowaliśmy według tego schematu jeszcze kilkanaście minut, aż koło nas leżała spora kupka martwych szczurów Z głośnym westchnięciem usiedliśmy w cieniu, zmęczeni i ubrudzeni ziemią. Nasz spokój został zmącony przez nagły krzyk. W naszą stronę biegła jakaś nieznana mi suka, intensywnie pachnąca Palais-Bourbon. Zjeżyłem się instynktownie.
- Pomocy! Moje szczeniaki! - krzyczała w panice.
Cassandra natychmiastowo rzuciła się w jej kierunku, wypytując, gdzie znajdują się poszkodowani. Uważałem, że źle postąpiła. Była medykiem, więc oczywiście chciała nieść innym pomoc, ale powinna pomagać  n a m, Louvre. Pędziłem za dobermanką, nieprzekonany. Miałem niejasne przeczucie, że coś się stanie. Kilka minut później dotarliśmy do granicy, jednak żadna z samic się nie zatrzymała. Biegłem więc dalej, cicho skomląc pod nosem. To naprawdę zły pomysł! Znajdowaliśmy się już przecież na wrogim terytorium! Minutę potem obca suka zwolniła kroku.
- To tutaj - wyszeptała z trwogą.
Cassandra ufnie skręciła za nią w boczną ulicę. Dwie suki zniknęły w ciemności z powoli cichnącą rozmową na ustach. Trzymałem się z tyłu, toteż bez trudu dostrzegłem kilka rosłych psów wychodzących zza rogu. W mgnieniu oka zrozumiałem, że to nie był przypadek. Banda powoli wchodziła w zaułek, odcinając nieświadomej niczego dobermance drogę ucieczki.
- To zasadzka! - krzyknąłem tylko, nim było za późno, po czym gwałtownym susem dopadłem jednego z przeciwników.
Mocno zacisnąłem szczęki, pozbawiając psa kawałka ogona. Moja ofiara zawyła przeraźliwie, próbując mnie ugryźć. Wnet ujrzałem Cassandrę, która chwyciła drugiego z wrogów za szyję. Głośno warcząc walczyliśmy zaciekle, mimo że byliśmy świadomi, iż nie mamy żadnych szans. To oni mieli przewagę liczebną, a zapewne są w mocy wezwać kolejne posiłki. Ignorując wszelkie niekorzystne okoliczności, oboje kąsaliśmy na oślep. Uliczka zalazła się krwią - ciemnoczerwone plamy były wszędzie. Moją łapę i bark rozrywał ogromny ból, starałem się jednak nie zwracać na niego uwagi. Kotłowaliśmy się tak przez chwilę. Co rusz cierpiał ktoś inny, raniony ostrym kłem. Pomimo upływających minut nie słabliśmy, napędzani adrenaliną.
- Stop! - naszym oczom ukazała się ogromna suka o jasnej sierści, niewątpliwie przywódczyni. Po jej słowach natychmiast wszyscy zamarli. - Brać ich - wyszeptała z szaleńczym uśmiechem, szczęśliwa, że na chwilę nas rozproszyła.
Nim zdążyłem się ocknąć, poczułem jak ktoś przygważdża mnie do ziemi. Pisnąłem marnie, uderzając o podłoże. Z trudem obróciłem głowę w bok - Cassandra była w nie lepszym położeniu. Niedługo później zostaliśmy gwałtownie poderwani do góry. Każdego z nas eskortowało kilka psów, natomiast władcza samica szła na przedzie. Ze zwieszonym łbem obserwowałem dokąd nas prowadzą. Byliśmy coraz bliżej ich siedziby. To oznaczało jedno - chcą nas pojmać. Szliśmy jeszcze kilkanaście minut, ukrywając się przed ludzkim wzrokiem. Ze smutkiem stwierdziłem, że moje przypuszczenia się potwierdziły. Wrzucili nas brutalnie do jednej, niedużej klatki. Oboje musieliśmy delikatnie schylał głowy, by nie uderzyć o metal. Zostaliśmy uwięzieni...

C.D.N.
- polowanie (5 pkt)
- spotkanie psa z innego gangu (5 pkt)
- przekroczenie granicy swojego gangu (5 pkt)
- wpadnięcie w pułapkę (10 pkt)
- walka (10 pkt)
- okaleczenie (20 pkt)
- bycie uwięzionym (15 pkt)
+70 pkt doświadczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz