czwartek, 26 lipca 2018

Od Sanssouciego CD. Oscara

Nie chciałem narażać Oscara na niebezpieczeństwo i zwracać na niego uwagi napastników, więc zwinnie skręciłem w uliczkę obok, aby choć kilka psów z wrogiego gangu pobiegło za mną, zamiast skupiać się na umykającym kundelku. Nerwowo obróciłem się za siebie, aby sprawdzić ilość goniących mnie czworonogów. To był błąd. Przez skręcenie głowy zwolniłem. Zauważyłem drobniejszą ode mnie sukę, która korzystając z mojego tempa, miała szansę, żeby skoczyć mi na grzbiet, kąsając mnie w okolicach łopatki. Pisnąłem z bólu i z impetem zrzuciłem z siebie samicę. Ignorując pieczenie, rozwinąłem pełną prędkość. Uliczka najwidoczniej prowadziła prosto na teren Louvre, bo zaraz po tym ujrzałem ciemną sylwetkę mojego towarzysza. Usiadłem zmęczony, przyglądając się psu.
- Oscar, jesteś ranny - powiedziałem z troską w głosie, kiedy zobaczyłem krew sączącą się ciurkiem z jego tylnej łapy.
Najwyraźniej w ferworze walki i późniejszej ucieczki nie zwrócił uwagi na to drobne obrażenie. Rozejrzałem się dookoła. W pobliżu Luwru była fontanna. Kiwnąłem głową, zachęcając Oscara, aby poszedł za mną.
- Obmyj swoją ranę, proszę - rzekłem, sam podstawiając łopatkę pod strumień wody tryskający z fontanny. - Nie wygląda na głęboką.
Pies postąpił zgodnie z moimi wskazówkami. Było dość gorąco, więc postanowiliśmy jeszcze skąpać się w zimnej fontannie w ramach orzeźwienia. Oscar chlapnął na mnie, uśmiechając się figlarnie. Nagle odskoczył w bok i zaczął przebierać przednimi łapami w miejscu, śmiejąc się.
- To nic poważnego, wiesz? To co, wracamy na tereny Palais-Burbon po więcej przygód? - Najwyraźniej wrócił mu humor.
Jego roześmiany pysk wskazywał na to, że żartował. Zachichotałem cicho.
- Nie, dziękuję! Mam już dość przygód na dzisiaj - odparłem wesołym tonem.
Rana na łopatce nadal dawała mi się we znaki. Najwidoczniej suczka miała wystarczająco czasu, żeby na dobre zagłębić swoje kły w moim ciele. Teraz jednak nie było to istotne. Najważniejsze, że obmyłem ranę, aby nie wdało się tam zakażenie. Chociaż miałem nikłe pojęcie o medycynie, znałem takie podstawy, ponieważ kiedyś zdarzyło mi się nadepnąć na szkło w mieście. Co prawda nie miałem jak zrobić opatrunku, więc prowizoryczna dezynfekcja musiała wystarczyć.
- Na pewno już nic cię nie boli? - zapytałem. - Następnym razem powinniśmy bardziej uważać, bo walka dwóch psów przeciwko trzem to nierówna potyczka i cud, że nic poważniejszego nam się nie stało.
- Oj, tam... Psy z Louvre zawsze znajdą wyjście z sytuacji! - Uśmiechnął się.
No tak... Teraz jestem jednym z nich. Czułem, że decyzja o wstąpieniu do tego gangu była słuszna. Miałem dobre nadzieje.
- Czy powinniśmy gdzieś zameldować, co się zdarzyło? - zapytałem po chwili niepewnie.
Wydawało mi się, że skoro ktoś nas tam wysłał, to pewnie oczekuje rezultatów. Poza tym zależało mi na tym, żeby poznać panujące tu obyczaje, więc wolałem zapytać, bo kto pyta, nie błądzi.

<Oscar?>
- pomoc rannemu (15 pkt)
+15 punktów doświadczenia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz